Maraton – triumf biegaczy czy bolączka mieszkańców

Kochamy biegać we Wrocławiu

Maraton – triumf biegaczy czy bolączka mieszkańców

17 września 2015 Felieton 0

33 Wrocław Maraton za nami i jak to zwykle bywa przy tego typu imprezach, pojawiły się głosy, że biegacze to terroryści – choć nie widziałem wśród startujących kogoś, kto przypomina Osamę Bin Ladena ( ale widziałem biegnącego Batmana! Serio! ). „Niech sobie biegają po wałach”, zakrzyknęli malkontenci! Niektórzy dali też alternatywę – park, albo las. Cóż – kto widział choćby z boku duży maraton, ten wie, że takiego tłumu nie da się puścić przez rzeczony park, czy wały. Ale czy naprawdę organizatorzy musieli wytyczyć trasę przez główne arterie komunikacyjne?

Spójrzmy na główne wrocławskie „wylotówki” i trasę maratonu. Kochanowskiego – checked, Żmigrodzka – checked, Obwodnica Śródmiejska – checked ( za ten pomysł szczególne brawa ), Lotnicza i Legnicka – checked, Grabiszyńska – checked. Ślężna i Powstańców Śląskich się nie załapały, ale trasa maratonu się z nimi krzyżowała. Podobnie Kromera. Uchowała się jedynie Krakowska – co za niedopatrzenie ze strony twórców trasy. Oczywiście ranking „wylotówek” mocno subiektywny. Fajnie, że biegacze zwiedzili całe miasto, ale czy naprawdę trzeba było blokować większość głównych dróg? Sam biegam, nawet udało mi się zaliczyć maraton i wiem, że na pierwszych kilometrach musi być dużo miejsca i najlepiej, żeby trasa biegła dość szerokimi ulicami. Ale potem stawka się rozciąga i nie ma takiej konieczności. Nie widzę więc racjonalnego powodu, by większość trasy poprowadzić właśnie głównymi szlakami komunikacyjnymi, a tak się niestety stało.

Druga sprawa – przy okazji pozwolę sobie zacytować Dyrektora Wrocław Maratonu: „Wyznaczyliśmy trasę, która nie będzie zbyt wymagająca, a jednocześnie pozwoli uczestnikom zobaczyć piękno naszego miasta”. O ile jestem w stanie zrozumieć pomysł z obwodnicą, bo przebiega przez Most Milenijny, to większość tych głównych, po których przebiegała trasa, specjalnych atrakcji widokowych nie oferuje. Moim zdaniem ¾ trasy jest wyjątkowo nudne. I między innymi dlatego sam nie wystartowałem w swym „domowym” maratonie. Wybaczam nudę krótkim trasom, ale długa w mojej opinii powinna być ciekawa. Wrocławską zaś można porównać do ramówki telewizji publicznej – czasem coś się trafi, najczęściej pod koniec programu, jak człowiek zmęczony i niespecjalnie do niego dociera co się dzieje.

W efekcie otrzymaliśmy trasę, która jakaś wyjątkowo atrakcyjna dla uczestników nie była, ale za to była przynajmniej uciążliwa dla mieszkańców ( tak, wiem, pisałem o tym – można sobie zaplanować jakiś wyjazd – ale np. moje dziecko potrafi storpedować każdy wyjazd i ruszamy z dużym opóźnieniem i co? I w niedzielę z wyjazdu nici ), dzięki czemu z dużym prawdopodobieństwem maratonu nie przeoczyli. Organizatorzy jako zaletę podają też, że trasa była szybka – cudownie! Ale bądźmy szczerzy, tutaj ściga się trzeci, czwarty garnitur zawodników, o rekord świata nikt się nie będzie bił. Cieszy mnie, że uczestnicy mówią/piszą, że biuro zawodów i depozyt sprawnie działały; bufety były często i dobrze zaopatrzone, i w ogóle organizacja na piątkę z plusem. Ale fajniej by było gdyby o maratonie pozytywnie ( bądź przynajmniej neutralnie ) wyrażali się nie tylko uczestnicy i ich bliscy, ale także ludzie, których ten sport nie interesuje. Bo ich jest większość. I fajnie by było jakby organizatorzy choć trochę pomyśleli o nich.