Machnąć na to ręką?

Temat nie nowy, a właściwie stary jak historia masowego biegania – witanie na trasie mijanych biegaczy. Ile można o tym pisać? Okazuje się, że ten temat trzeba odkopywać co sezon, a nawet częściej, bo problem istnieje niezależnie od tego, czy na ścieżkach pojawiają się akurat nowi biegacze czy skład w miejscowym parku jest w miarę stały.
Biegniecie sobie spokojnie parkową ścieżką, na horyzoncie pojawia się inny biegacz (płeć, jak się okaże, nie ma znaczenia), z każdą sekundą zbliżacie się do siebie i już zaczynasz pokazywać zęby i unosić dłoń w geście pozdrowienia, a tu nagle okazuje się, że ów biegacz znalazł na ziemi bardzo ciekawy kamień i wlepił wzrok w ziemie, gdy się mijaliście. Znacie to? Ja znam doskonale i nie będę ukrywał – denerwuje mnie to niesamowicie. To może być wspomniany kamień, zjawa, która skupiła czyiś wzrok na horyzoncie czy jakakolwiek inna „wymówka”, by się nie przywitać – to nie ma znaczenia. Ważne jest to, że nasza społeczność – w mediach przedstawiana jako otwarta, uśmiechnięta, nastawiona na radosne spędzanie czasu – składa się w znacznej mierze z ludzi, którzy podczas treningu przypominają zombie, nie odbierające sygnałów z otoczenia.
Swego czasu myślałem, że można w tej sferze odnaleźć jakieś stałe zależności – panie nie witają panów, mniej zaawansowani nie witają „ścigaczy”, nieprofesjonalnie ubrani nie witają modnych, ubranych w najnowsze kolekcje drogich marek, ale nie. Takich zależności nie ma i czynniki takie jak: płeć, wiek, strój, poziom zaawansowania, nie mają żadnego znaczenia. Spotkamy zarówno starych wyjadaczy, których witanie się najwyraźniej boli oraz nowicjuszy, którzy podczas mijania szukają wiewiórek, panią, która ochoczo się z nami przywita, poprzedzi dziewczyna najwyraźniej „zgwałcona” naszym radosnym „cześć!” (nie przesadzam?), a starszego pana truchtającego poboczem, który za nic w świecie nawet nie kiwnie do nas głową, minie staruszek z kijkami nordic walking, który pomacha do nas z uśmiechem. Nie ma zasad. Skąd więc biorą się ci, którzy zapominają o pozdrowieniu?
Nie będę udawał, że znam odpowiedź na tak postawione pytanie. Nie mam pojęcia, skąd bierze się ten brak elementarnej kultury, ale jedno jest pewne – trzeba z tym walczyć! Mnie na przykład, udaje się już w miarę wcześnie „wyczuć”, czy biegacz na horyzoncie odpowie na moje pozdrowienie, czy będzie się starał go unikać. W tym pierwszym przypadku najczęściej macham dłonią lub mówię krótkie cześć (do starszych wciąż zdarza się „dzień dobry” i „dobry wieczór”), ale w tym drugim przypadku przechodzę do cięższego kalibru – walę w niego takim CZEŚĆ!, że pół parku odwraca się na piętach i wtedy koleżka nie ma wyjścia i odpowiada. Prawda, że proste? Jeżeli zdarzy się wam spotkać wyjątkowego uparciucha, który nawet na takie powitanie nie zareaguje, możecie go śmiało olać – z takim nastawieniem bieganie nie będzie mu sprawiało radości w dłuższym okresie, więc z czasem przestaniecie go mijać.
Podsumowując: pozdrawiajmy się na trasie! 🙂
PS tyczy się to nie tylko biegaczy. Mnie zdarza się pozdrawiać ludzi uprawiających nordic walking, rowerzystów i innych sportowców. To również w dobrym świetle pokazuje nie tylko nas, ale atmosferę wokół aktywnego trybu życia.
Ostatnie komentarze